No i co tu można robić z takimi wolnymi od rana do wieczora dniami? Oczywiście najlepiej spędzić je w kuchni!
Dzieciom zapowiedziałam, że kuchnia będzie nieczynna, żeby nie liczyły na żadne obiadki, deserki czy inne takie. O nie! Totalna samoobsługa, każdy sobie robi na co ma ochotę. A ja akurat mam ochotę na filcowanie.
Kuchnia to jedyne miejsce gdzie mogę to robić, bo i zlew blisko, i mydlaną wodą lać po stole mogę nie martwiąc się o podłogę (a nawet ciesząc się, że się sama wreszcie umyje). Tyle że nigdy nie mam na to wystarczająco dużo czasu, bo samo rozkładanie tego mojego bałaganu trwa dobrą chwilę, a ustalanie koncepcyji artystycznej (u mnie zawsze w trakcie pracy), czy samo układanie wełny, to już naprawdę w godziny idzie. No i święty spokój jest potrzebny przez te parę godzin. No a skąd tu wziąć w normalny weekend święty spokój?
No a teraz go właśnie mam na kilogramy. Więc skorzystałam.
Tak to wyglądało w trakcie układania:
A taki jest gotowy pierwszy szaliczek:
Drugi szaliczek zrobiłam dzisiaj, ale się suszy dopiero. A fotek w trakcie nie robiłam, bo jakoś zapomniałam.
A jutro może machnę jeszcze jeden? Chciałabym. Może się uda, jak nie padnę na twarz, bom już zmęczona tym moim wypoczywaniem...
W tak zwanym międzyczasie, skoro już zabarykadowałam się w kuchni, zrobiłam wreszcie dżem z dyni, w którym zakochałam się u Jagódki w Bieszczadach. Mniam... Tu jest przepis
Obfotografowałam dla Ciebie proces produkcyjny, roboty nie ma wiele, najgorzej rozbroić dynię. Ale jak już człowiek sobie wymyśli na to system, to jakoś idzie.
Chyba oszalałam?
W ogóle w tym roku wzięło mnie na dżemy. Mam zapasy na całą zimę, a może i na dłużej. Robiłam dżemy z moreli, z malin, ze śliwek i - po raz pierwszy - wiśnie w czekoladzie. Niezłe!
Nie zdążyłam za to zrobić suszonych pomidorów. Ale to nic, w przyszłym roku zrobię zapasik.
Uff, czemu jestem taka spracowana, skoro mam wolne ?