A dziś to już na pewno wiem, że w poniedziałek się z domu ruszać wręcz nie powinnam!
Musiałam z moim Aronkiem do weta pilnie się udać, bo niedomaga ostatnio kochana psinka i nockę mieliśmy ciężką, on i ja...
Pomyślałam sobie że szybko pojedziemy do miasta, bo my na wsi pod miastem mieszkamy, wet da leki, szybko sobie wrócimy i oboje odeśpimy cośmy w nocy zabałaganili.
Ehh, mnie nie wolno nic planować, a już na pewno nie na moje wolne dni...
Pogoda paskudna, deszcz pada, koniec lata przecież trza odtrąbić, nie ma lekko. Ale przecież autkiem jedziemy, więc aura nam nie straszna, co nie?
Teraz już wiem, że ZAWSZE trzeba brać ze sobą ciepłe ubranie i parasol...
Mówiąc krótko, stanęło mi autko pośrodku miasta, na najruchliwszej możliwie ulicy i odmówiło dalszej współpracy.
Wyobraź mnie sobie jak stoję w unieruchomionym samochodzie na środku Sikorskiego, dookoła tłum pędzących aut, deszczyk radośnie leje, pies dyszy zmęczony na tylnym siedzeniu, a ja gorączkowo się zastanawiam co robić, żeby się z tego złego snu wydostać.
Następna w kolejce była komórka, która nie dość, że okazała się do połowy rozładowana, to jeszcze postanowiła się resetować za każdym razem kiedy próbowałam się gdzieś dodzwonić.
W końcu udało mi się powiadomić kogo trzeba, obiecali że przyjadą i auto mi do warsztatu zawiozą.
Trochę to wszystko trwało, z półtorej godziny czekałam na panów z lawetą, no ale w końcu dojechali i samochoda zabrali.
I dzięki Tobie i Twojemu TŻ jakoś udało mi się do weta dotrzeć i psiakowi pomóc, a nawet do domu wrócić cało i zdrowo.
I nawet udało mi się nie wpaść w histerię, choć w pewnej chwili, przyznaję, byłam o krok. Ale się bardzo powstrzymywałam.
I tylko tak sobie myślałam, czy naprawdę ciągle coś mi się musi przytrafiać? Nie może się moje życie po prostu pleść spokojnie i powolutku do przodu? Zawsze muszą być jakieś zakrętasy?
Ale są też sposoby na to, żeby nie wpaść w czarną rozpacz. Wystarczy sobie trochę powyobrażać, co by było gdyby było jeszcze gorzej...
Na przykład:
gdyby auto się zepsuło na trasie Siekierkowskiej, na wjeździe na przykład, pod górkę...
gdyby komórka w ogóle odmówiła posłuszeństwa i nie udało mi się do nikogo dodzwonić...
gdyby Twój TŻ nie miał możliwości mnie uratować i musiałabym zamawiać taksówkę chyba bagażową, bo który taksiarz zgodziłby się wpuścić mojego psiaczka na siedzenie ?...
gdyby deszcz nie przestał padać i musiałabym z chorym Aronem zasuwać na piechotę w deszcz w poszukiwaniu jakiegoś telefonu...
gdyby, gdyby, gdyby...
Całe szczęście że w sumie nie było tak źle.
Aronek się lepiej czuje, ja już też odsapnęłam od wrażeń dnia dzisiejszego, autko na kuracji w warsztacie, jakoś się nam wszystkim udało przejść przez ten cholerny poniedziałek...
Uratowany Aronek pozdrawia Cię i Twojego TŻ z tylnego siedzenia!!!
Jako caly komentarz:
OdpowiedzUsuńhttp://youtu.be/i8LxTlEkYUI
P.S. To tez nie moj dzien. :)
O tak, często sobie w poniedziałki tej piosenki słucham...
UsuńNajważniejsze że dobrze się skończyło a jutro wtorek - będzie lepiej - aby do piątku :)
OdpowiedzUsuńNo, może być też czwarteczek po południu, to już całkiem optymistycznie brzmi ... :)
UsuńJa Go i Ciebie też no i oczywiście pogłaskanki dla Niego. Dobrze, że macie wiarę w siebie i asertywność.
OdpowiedzUsuńOdnośnie poniedziałku to ja go bardzo lubię, bo mam duże turbodoładowanie a w piątek padam na pysk i to nie psi. Mimo weekendu jakoś nigdy nie uda mi się odpocząć, jednak moim uszom i gardłu tak.
Zazdroszczę Ci tego że nie masz poniedziałkowych kryzysów. Ja mimo że się staram, nie umiem ich polubić, ba! nawet zaakceptować :) A weekendy są po prostu za krótkie i tyle!
UsuńSzkoda że nie mieszkamy blisko siebie,jak kiedyś.
OdpowiedzUsuńA najfajniej było jak dzieliły nas tylko dwa piętra.
Mój tz to dobry chłop. Kocha zwierzaki i lubi moją Najlepszą Przyjaciółkę.
I w dodatku z wzajemnością :)
Usuńno ale juz prawie nie zostalo poniedzialku, to wez walnij to za siebie, otrzep rece i ruszaj do wtorku, tfu tfu przez lewe...
OdpowiedzUsuńtfu tfu...
Usuńja to już nawet o piątku myślę...
Ważne że psinie lepiej.
OdpowiedzUsuńTeż tfu tfu ...
UsuńTfu i tfu,a psinie glutka wypominasz ;)
UsuńJa się pewnie od niego nauczyłam ...
UsuńSpojrzenie psa chyba wystarczy na pocieszenie:)
OdpowiedzUsuńI przytulasek z glutkiem pozostawionym na spodniach :) Bezcenne ...
UsuńTo tylko psi dodatek:) Spodnie się wypierze:)) Dobrej jesieni:)
UsuńOby nas dobrze potraktowała w tym roku :)
UsuńBędzie dobrze - na pewno. Wczoraj było prawie jak w lecie:)
UsuńSkasowałam sobie link do Waszego bloga. Wszystkie linki sobie skasowałam nie mający absolutnie takiego zamiaru. A było to w poniedziałek! Który zresztą jest mi obojętny, odkąd nie muszę chodzić do huty, tylko hutę mam w domu. To JEST jakieś wyjście.
OdpowiedzUsuńWszystko mamy w glutkach i kudłach. Już nawet przestałam się otrzepywać i czyścić. A to, czyje rzygi (za przeproszeniem Państwa!) widzę, poznaję po umiejscowieniu:)))
No cóż, u nas panna glutami nie rzuca, tak że wszystkie naścienne i sufitowe wzorki są autorstwa Aronka, wątpliwości nie ma :) A co do innych śladów, bywa różnie...
UsuńMnie też nikt nie oszuka i nie zrzuci na niewinnego.Poznam po kalibrze i konsystencji :)))
UsuńU mnie specjalistą w tym zakresie jest Pan Mąż :)
UsuńWiem nawet, kto obślinił okno - po wysokości obślinienia. Najniżej Frodo - sięga z podłogi. Wyżej Wałek - z parapetu. Najwyżej Czajnik i Grażynka - bo na 2 łapach. I kto był w łóżku - po głębokości zagniotów i ich umiejscowieniu też.
OdpowiedzUsuńA to śledczy z Ciebie! Urozmaicone masz życie :)
UsuńCzłowiek ma różne takie oryginalne umiejętności i uzdolnienia.
UsuńNiestety mało dochodowe są ;)
No właśnie, qrna! Jakby to sprzedać? Byłoby na żarcie dla tych liżących-okna darmozjadów! Może by tak poradniczek napisać?
OdpowiedzUsuńByłoby na to,co umiemy rozpoznawać,hrehrehre
UsuńBardzo dobry pomysł z tym poradniczkiem.
Byłby to poradniczek taki hrehrehre...
OdpowiedzUsuńChyba już muszę iść spać. Idę. Pa!
Pocałunki i uściski!
OdpowiedzUsuńMiłego piątku i całego weekendu.Pozdrawiam serdecznie.
Dziękujemy bardzo :)
UsuńPozdrawiamy, życzymy zdrowia i pięknej pogody.
Pozno przeczytalam ten post ale i tak wyraze moj zachwyt nad pieskiem Aronem. Sliczny i jakie spojrzenie, a ostatnio tez takie samochodowe przygody mam ale samochod stanal w parku w Grodzisku mazowieckim, na polnej drodze i strach mnie oblecial ,ze dostalam bolu zoladka...ale tez sie dobrze skonczylo.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj, przygody samochodowe przyjemne nie są. Trzeba się nauczyć nie wpadać w panikę, ale to trudne bardzo. Aronkowi bardzo miło, że się zachwycasz :) Pozdrawiamy również!
UsuńJak sie ma Aronek?
OdpowiedzUsuńMnie sie zdarza tylko z malym w sumie kotem, do weta jezdzic i to jest wyprawa. Kot dostaje w samochodzie p..ca. Ledwiem zywa po powrocie..
Aronek ma się lepiej, aczkolwiek latka lecą, więc lekko starszy pan miewa swoje dolegliwości tu i tam... Pozdróweczka dla koteczka :)
Usuńpoczytałam, pozachwycałam się psiakami, jejku ile ich macie, a co jeden, to większy piękniś:}
OdpowiedzUsuńale jakie z Was artystki, no normalnie szok- biżuteria dech zapiera, a te chusty.. arcydzieła )
i fajna formuła bloga, podoba mi się :***
buziole, dziewczynki ♥
I my odbuziakowujemy i za odwiedziny dziękujemy :)
UsuńNajserdeczniejsze życzenia szczęśliwych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia
OdpowiedzUsuńoraz wszelkiej pomyślności i sukcesów w Nowym Roku składa cudARTeńka.
Dołączam podziękowania za Twoją obecność na moim blogu:)
Dziękujemy bardzo. I my życzymy wszystkiego co dobre. Spokojnych i zdrowych Świąt i najlepszego Nowego Roku.
OdpowiedzUsuńW sumie wszystko dobre co się dobrze kończy:) Zdecydowanie opowiadam się za wolnymi poniedziałkami:) Serdeczności:)
OdpowiedzUsuń