Od dawna marzyłam o tym, żeby sobie zrobić wielkie "kołowate" swetrzysko. Zapatrzyłam się na swetry robione przez Dorotę i bardzo, bardzo chciałam taki mieć. Trochę to trwało, nie powiem, ale wreszcie trafiłam na śliczną, odpowiednią do tego wełenkę (dzięki Ci, Małgosiu :) no i nie było innej rady: wydłubałam!
Nie była ta robota aż taka straszna jak się zapowiadała, choć w końcowej fazie miałam na drutach coś około czterystu oczek! Musiałam skręcić ze sobą trzy żyłki knit-pro, żeby jakoś dało się te oczka przekładać...
No i mam!
Skończyłam go jeszcze zimą, ale jakoś nie było nastroju ani pogody na fotosesję. A że ostatni weekend piękny był i słoneczny, zabrałam swetrzysko ze sobą na psi spacerek w celach fotograficznych.
No i oto co z tego wynikło:
Mamusiu, czemu Ci nagle tak zimno?
Co tam ona chowa za tą szmatą?
Nic takiego tam nie widać ...
No i nie mówiłem, że nic tam nie było?..
Oho, chyba się coś mamusi zaplątało...
O, proszę, znowu coś tam przed nami ukrywa...

Milka, szukaj, może coś tu znajdziemy...
Szukamy, szukamy i ciągle nic nie ma ...

Ehh, chyba czas już odpocząć na tym łonie natury... Strasznie męcząca była ta fotosesja...