Obiecałam kiedyś Ci pokazać jak powstają moje biżutki z koralików. Często robię fotki w trakcie roboty, bo mnie samą bawi to, że kiedy zaczynam coś robić, to mam w głowie tylko luźny zarys pomysłu i najczęściej nie mam pojęcia co mi z tego wyjdzie. Trochę zadroszczę tym osobom, które potrafią sobie coś zaplanować, rozrysować, a potem wykonać dokładnie tak jak zaplanowały. Jatego nie potrafię. No i nie lubię. Nie lubię bo nie potrafię? A może odwrotnie, sama nie wiem :)
A może to wszystko dla zachowania równowagi: dlatego, że w życiu jestem i byłam zawsze dość poukładaną osobą, moja twórczość to jedna wielka improwizacja, która nie lubi się trzymać żadnych planów i schematów.
No to teraz trochę fotek.
Najpierw jedna z moich ulubionych, ostatnio skończonych, bransoletek.
Tak naprawdę to miał być wisiorek. Przykleiłam trzy kaboszonki z korala do filcowego podkładu i zaczęłam już je nawet obszywać.
Ale nagle mi się odwidziało i przykleiłam do podkładu wszystkie które miałam, czyli sztuk pięć. Niechaj będzie z tego bransa :)
A tu już widać, że zaczęłam obszywać koralikami, na razie czerwonymi:
Tego dnia miałam nawet, jak widać, całkiem względny porządek na biurku. Rzadko tak tu wygląda :)
Wszystkie obszyte. I już mnie zaczyna ciągnąć do zielonego...
Sam zielony przy czerwieni wyglądał smętnie. Koniecznie trzeba było dodać złota.
Tu na drugim planie widać, że porządek na biureczku ulega zachwianiu, bo w międzyczasie wpadły mi do głowy nowe pomysły :)
Tu już wszystko ozłocone, teraz konkretyzujemy pomysł na obszycie
A tu jeszcze bardziej konkretyzujemy :)
Aż bransa zaczyna nabierać wyglądu bransy ...
A nawet się już da prowizorycznie przymierzyć ...
A potem jeszcze tylko wykończenie i bransa gotowa :)
A tu podobna historyjka o wisiorku z jaspisa.
Naczekał się ten kamień w pudle ze dwa lata, nie miałam na niego pomysłu, choć od początku mi się bardzo podobał.
Aż się doczekał, bo kupiłam sobie szarą zwiewną kieckę i brakowało mi czegoś żeby ją ożywić. No to padło na żółtego jaspisa i szare koraliki.
I troszkę mnie ciągnęło do jasnych bursztynków, jak by tu je podłączyć ...
A może masa perłowa i złoty tytanowany kwarc ? Często sobie tak coś układam, patrzę i dumam, a potem zostawiam i idę spać, a za dzień czy dwa oglądam nowym okiem i dopiero decyduję.
Nieee, tamto było za żywe. Wybrałam jednak stonowane bursztynki.
Tu jedna z faz końcowych, kiedy zaczęłam doszywać kuleczki szarego jaspisu i krążki z szarej muszli. Postanowiłam jeszcze dodać koralik z kalcytu, ale nie do końca wiedziałam gdzie mu będzie najlepiej.
Tu szarości już przytwierdzone.
Całość podklejona i obszyta. Zaczynam kombinować dyndadełka i frędzelki.
No i gotowy wisior. Ostatecznie kalcyt najlepiej poczuł się dyndając na dole, na tle szarych frędzelków...
Teraz kombinuję nad wisiorem z jaspisem dalmatyńczykiem. Leży od tygodnia, prawie gotowy, a ja dumam, czy mi się podoba to wykończenie, czy je pruć, czy doszywać więcej dyndadełek...
No i takie te moje koralikowe zabawy :) Wszystkie etapy sprawiają mi dużo radości, bo mogę sobie robić co tylko mi do głowy przyjdzie. Nawet kiedy pruję, to i tak tylko moja decyzja.
Najgorzej jak coś zacznę i mi się przestaje podobać, a i tak też się zdarza. Mam parę takich UFO-ków ( w terminologii angielskojęzycznych robótkowiczek UFO to skrót od UnFinished Object, czyli niedokończony przedmiot ;).
Leżą sobie i czekają na lepsze czasy ...