Jedynym powodem dla którego koniec sierpnia nie wywołał u mnie corocznego ataku depresji było wyczekiwanie tej podróży...
Czekałam na nią całe lato.
Przez całe lato czekałam na to żeby je pożegnać tam, w moich ukochanych Bieszczadach...
Kto wie, może gdybym każdej jesieni tam mogła pojechać, nie byłoby mi tak szkoda lata?
Co tu dużo mówić, sama popatrz:
Żadne słowa nie potrafią przekazać zachwytu jaki mnie ogarnia kiedy stoję tam na górze, wśród traw, próbując nasycić wzrok urodą bieszczadzkich połonin. Może gdybym umiała pisać wiersze, odważyłabym się to uczucie opisać. No ale nie umiem, więc daruję sobie jakiekolwiek próby. Kto był to wie, a kto nie był, musi mi uwierzyć na słowo. Nie ma drugiego takiego miejsca.
Może rzeczywiście powinnam tam wracać co roku? To uczucie ogromnej radości pozostaje w duszy na długo...
No i cały czas czekają na mnie miejsca, których nie zdążyłam odwiedzić po tych dwudziestuparu latach przerwy. Mam nadzieję że mi się uda tam wrócić.