Znamy się od... lepiej nie mówić :)
Osiem lat spędziłyśmy w jednej ławce, gadając bez przerwy. Za to nas rozsadzano, a wtedy pisałyśmy do siebie listy, bo przecież musiałyśmy być ze sobą w kontakcie, to chyba zrozumiałe!
I tak jest do dzisiaj. Nie mieszkamy blisko siebie, ale kontakt musi być! Na szczęście ktoś wymyślił Internet...
Maile, gg, dużo zdjęć...
i tak powstał pomysł założenia tego bloga.


Drogi Gościu, miło że do nas zaglądasz. Ucieszymy się bardzo, jeśli zostawisz tu parę słów komentarza :)

niedziela, 4 sierpnia 2013

I znowu będzie o kolczastych



Muszę Ci go pokazać. Zakwitł tylko na trzy dni. Jak to zwykle one, te najpiękniejsze.



Przecudny kwiat, choć niepozorny kaktus. 


Za to je między innymi kocham. Że są takie niby zwyczajne i niepozorne. A jak zakwitną, to aż dech w piersiach zapiera.



To jest, o ile pamiętam,  jakiś echinokaktus. Skleroza nie boli, ale jak się człowiek na parę lat zajmie zupełnie innymi sprawami, to te kiedyś dobrze znane nazwy wylatują całkiem z głowy.


No ale na szczęście one jeszcze pamiętają jak mają kwitnąć :)


czwartek, 18 lipca 2013

O książkach z dawnych lat.

A ja, zamiast mozolnie odpowiadać na zadane przez Anię-Manię pytania, postanowiłam nieco je ominąć. Czy to lenistwo, czy może raczej taka moja wrodzona niesubordynacja, ale żeby temat czytelniczy podtrzymać, opowiem o książkach mojego dzieciństwa. 

Wcale się nie zdziwisz jak powiem że absolutnie najważniejszą dla mnie, i pierwszą zresztą książką którą sama przeczytałam od deski do deski, w wieku 5 chyba lat, była Ania z Zielonego Wzgórza.


Do dziś mam te trzy pierwsze tomy, wydane przed wielu laty, czytała je jeszcze moja Mama, a ja pokochałam miłością ogromną. Nie pytaj mnie ile razy je czytałam, bo chyba nie byłabym w stanie określić tego, nawet w przybliżeniu. W każdym razie mogłam cytować całe fragmenty z pamięci, a parę powiedzonek zostało mi w głowie do dziś. 

Pamiętam jeszcze jak bardzo cieszyłam się na kolejne majowe kiermasze książki, gdzie rok po roku ukazywały się następne tomy. Z jaką nacierpliwością i radością siadałam do ich czytania. Ale prawdę mówiąc, największy sentyment miałam, i mam do dziś, do tych pierwszych trzech tomów wydanych w Polsce: Ani z Zielonego WzgórzaAni z Avonlea i Ani na Uniwersytecie

Dużym przeżyciem było obejrzenie filmu nakręconego na podstawie tej powieści. Spodziewałam się najgorszego, ale okazało się, że reżyser dał sobie radę z tym zadaniem. Pewnie też był miłośnikiem Ani ;) Większość aktorów dobrana świetnie, a Maryli to sobie już nawet innej wyobrazić nie umiem :)

Czy postać Ani miała na mnie wpływ? Myślę że tak. Już nie wspomnę o tym, że przez lata całe, już jako dorosła osoba, farbowałam włosy na rudo, piegów sobie co prawda nie domalowywałam, ale jednak cieszyłam się, kiedy po jakimś super słonecznym lecie pojawiło mi się parę plamek na nosie (a przynajmniej tak mi się wydawało ;).

Ale przede wszystkim  nauczyła mnie Ania patrzeć na świat z zadumą. Chyba mi to po niej zostało do dziś. Lubię przyglądać się światu i ludziom, lubię o nich myśleć i zastanawiać się jacy są na co dzień. Idąc gdzieś staję nagle i słucham śpiewającego ptaszka, próbując go wypatrzeć w gałęziach drzew, albo oglądam kwitnące krzewy na miejskim klombie i cieszę się że są takie ładne. Nie lubię żyć w pośpiechu, w biegu, chciałabym zwolnić trochę tempo codziennej krzątaniny, po to by bardziej się tym moim życiem cieszyć. Może to Ania Shirley, a może to Ania-ja po prostu. Ale myślę że "Ania-nie-Andzia" swój udział w moim nastawieniu do świata ma.

Czytałam bardzo dużo, książek ulubionych miałam więc sporo. 

Czy  pamiętasz na przykład Godzinę Pąsowej Róży i inne ksiązki Marii Krüger? Albo cudnowne powieści Makuszyńskiego: Awanturę o Basię, czy Szatana z siódmej klasy? A jeszcze serię o rodzinie Pożyczalskich, czy cykl Edith Nesbit o Piaskoludku. Magiczne książki dzieciństwa. O i jeszcze Tajemniczy ogród Burnetta, jeszcze jedna cudowna powieść, której nie zapomnę. 

Z takich mniej klasycznych książek, bardzo lubiłam Marty Tomaszewskiej Omijajcie Wyspę Hula. Nie wiem na czym polega urok tej książki, moja Córka jej nie polubiła, ale dla mnie jej tajemnicza atmosfera była niesamowita.

Oczywiście nie dam rady wymienić wszystkiego co lubiłam czytać. W kolejce stoją książki historyczne i przygodowe, Szklarski, Nienacki, Kraszewski, Verne i cała masa innych, prawdziwy czytelniczy miszmasz. No i na pewno jakaś wspaniała książka mi z głowy wypadła, przypomnę sobie o niej kiedy już skończę pisać tę notkę...

A moje dzieci? Też oczywiście czytają dużo, nie ma innej opcji :) Ale moje ukochane książki nie stały się ich ukochanymi. Inne pokolenie, inne czasy, inne potrzeby. Ani moja Córcia nie pokochała Ani Shirley, ani Syneczkowie Tomka Wilmowskiego. No może Pan Samochodzik w którymś momencie dzieciństwa moich dzieci znalazł się na chwile na topie czytelniczej listy. Poza tym niewiele. Trochę szkoda, myślałam sobie, ale z drugiej strony, w dzisiejszych czasach jest tyle innych wspaniałych książek, że dla każdego znajdą się te naj, naj, które będzie chciał mieć zawsze przy sobie, które będzie się dobrze wspominało.

A ciekawa jestem jak Wy i Wasze ukochane książki dzieciństwa? Są jeszcze dziś "w obiegu"? Próbujecie je podrzucać młodym? I co młodzi na to?



poniedziałek, 8 lipca 2013

O wyróżnieniu jakie otrzymałyśmy od Ani Mani.






Dziękujemy Ani Mani z Domu na Ogrodowej za wyróżnienie.


Jesteśmy bardzo mile zaskoczone. Dopiero za kilka dni nasz blog będzie miał trzy miesiące.
Więc jest jeszcze bardzo młodociany (w odróżnieniu od nas ;).

Ania Mania zadała pytania na które ja odpowiem w sposób tradycyjny, a moja Przyjaciółka w mniej konwencjonalny sposób.

Ot tak wymyśliłyśmy żeby urozmaicić troszkę. Niewykluczone że niektóre odpowiedzi byłyby bardzo podobne :)


 1.   Książka z dzieciństwa, której nie zapomnę ...

      To Baśnie Andersena. Po nich już nic nie było takie beztroskie.



2.   Pan Samochodzik czy Ania z Zielonego Wzgórza?

      Po namyśle wybieram Anię ale Pan Samochodzik też mi się bardzo podobał.



3.   Ulubiona postać z Kubusia Puchataka?

      Kłapouuchy :)



4.   Książka papierowa, audiobook cze e-book?

      Jednak książka papierowa. Lubię zapach druku. I cały ten ceremoniał zaszywania się w fotelu
      z kawą i kocykiem.
      Audiobooki odkryłam już dawno. Nazywały się książką mówioną i głównie nagrywane
      były (na kasetach magnetofonowych) z myślą o osobach niewidomych.
      Bardzo chciałam żeby stały się powszechnie dostępne.
      Można wtedy połączyć dwie czynności. Taki miły kompromis.
      Jak widać niektóre marzenia się spełniają.
      E-booki też lubię. Chyba nie jestem wybredna.
      Z każdej formy chętnie korzystam. Lubię mieć wybór.


5.   Szkolna lektura, która była drogą przez mękę?

      Chyba aż tak strasznie nie było, bo nie pamiętam takiej.
      Możliwe że litościwa natura wykasowała to wspomnienie ;)


6.  Poezja czy proza?

     Proza.


7.  Gdybym miała polecić jedną książkę nieznajomej osobie byłaby to ...

    Nie potrafię polecić książki osobie której  płci , wieku ani zainteresowań nie znam.
    Chyba nie ma takiej uniwersalnej lektury dla wszystkich. Chyba że książka telefoniczna ;)

    
8.  Kryminały lubię, nie lubię bo ...

     Lubię jeżeli są interesujące. Ale nie czytam ich zbyt często.


9.  Ulubiona książka kucharska

     Nie mam ulubionej. Przeglądam różne a i tak gotuję z głowy czyli z niczego ;)


10. Gazety/czasopisma kupuję/nie kupuję bo ...

     Teraz już nie kupuję. Są zbyt drogie i jest w nich za dużo reklam w stosunku do treści.
     Wolę szukać inspiracji w Internecie i w niczym ;)


11. Blogowy świat jest dla mnie ...
 
     Nowością. Jeszcze nie tak dawno nie uwierzyłabym że stanę się jego częścią  :)






Ona także preferuje książki papierowe :) Niestety nie pozwalam jej " czytać ". Dlatego ma taką smutną minę .

środa, 12 czerwca 2013

O pamiątkach i odgracaniu przestrzeni życiowej :)



Ciekawa jestem, czy przechowujesz pamiątki. Pewnie tak, tak jak ja. Znamy się od tylu lat, wychowałyśmy się razem, jesteśmy w gruncie rzeczy bardzo podobne. No i myślę, że wiele osób z naszego pokolenia ma do pamiątek duży sentyment.

A ci młodsi ? Sama nie wiem. Mam wrażenie, że często wolą mieć wokół siebie czystą, pustą przestrzeń, wolną od szpargałów i niepotrzebnych przedmiotów. Mój najstarszy Synek hołduje zasadzie "odgracania", podrzucił mi nawet stronkę unclutterer.com, co bym się w tej materii wyedukowała. Hmm, no nawet fajna idea, super pomysł na oczyszczenie przestrzeni życiowej, ale, po zastanowieniu,  jednak nie dla mnie. 

Można by o tym długo mówić, ale ja dziś tylko o pamiątkach chciałam. Mam ich sporo. Takie najstarsze mieszkają sobie w pudle na strychu. Zaglądam do nich rzadko, ale wiem, że tam są i dobrze mi z tym. 

Ale kilka z nich mieszka razem ze mną, w moim pokoju i lubię czasem zatrzymać na nich wzrok i na moment zaczepić myślą związane z nimi wspomnienia. 

Mam szklaną kulę pełną muszelek, które sama zbierałam na tropikalnej plaży młodym dziewczęciem będąc,


mam też buteleczkę z suchymi roślinkami, prezent od egzotycznej przyjaciółki.


Mam też kilka przedmiotów o wiele dla mnie cenniejszych, związanych z moim i nie tylko moim dzieciństwem


Taki niepozorny kawałek brzozowego kijka, z którego mój Tata wyrzeźbił dla mnie "totem", sto lat temu, na wspaniałych wakacjach nad jeziorem Borowe. Miałam wtedy kilka lat. Byłam nim zachwycona. Mam go do dziś, przeleżał gdzieś wśród innych skarbów, niedawno go znalazłam. Taty już ze mną nie ma. Ale mam Jego ślad.


Różaniec od Pierwszej Komunii, cóż, każdy taki ma. Ja mój dostałam od mojej Babuni, której od lat już nie ma z nami. Mam jeszcze kilka drobiazgów które do Niej należały, ale do tego różańca czuję jakiś specjalny sentyment.


Bardzo niepozorne, blaszane pudełko. Mój Tato przechowywał w nim różne dziwne szpargały (nazywał je znajdami). Jeszcze jako dziecko widywałam je wśród jego "skarbów", wiem że nie było dla niego takim sobie ot zwykłym pudełkiem.  Widzisz te napisy? On z kolei, jako dziecko, spędził z Mamą i braćmi jakiś czas na tzw robotach w Niemczech, podczas II wojny. I tam, po zakończeniu wojny, spotkał żołnierzy armii amerykańskiej. Nieraz mi o tym opowiadał. To właśnie jego pamiątka z tamtych czasów.


Ja nic w nim nie przechowuję. Tylko wspomnienia...

A ostatnia pamiątka, którą tu pokaże, to już nie moje dzieciństwo. Są to pierwsze butki mojego najstarszego, bardzo dorosłego już dziś Synka :)


Właściwie nie miałam zamiaru ich zachowywać, ot tak, znalazły się gdzieś po latach w jakimś pudle z dziecinnymi ciuszkami. I przypomniałam sobie moment, kiedy próbowałam mu je po raz pierwszy założyć. Nie było to łatwe zadanie :)))

No i tak zostały. Kto wie, może kiedyś dla niego będą taką ukochaną pamiątką, pomimo tendencji do "unclutterowania" przestrzeni życiowej wokół siebie ...

Ciekawa jestem czy przechowujecie pamiątki ?



sobota, 1 czerwca 2013

O kwiatkach kolczastych i nie tylko

Jeszcze Ci mało kwiatków? Proszę uprzejmie :)

Specjalnie dla Ciebie przeszłam się po domu z aparatem, żeby poszukać czegoś do pokazania  i oto co znalazłam:

Co prawda nie w domu, tylko na zewnątrz, bo prawie  wszystkie nasze kaktusy od maja do października werandują w ogrodzie i na tarasie, zakwitła stara kochana mammilaria. Ładnie jej w wianuszku, prawda?




Druga już się też przymierza do kwitnienia, za kilka dni ona też będzie miała swój wianek.



Ten kaktus to echinofossulocactus. Piękna nazwa, nie ? Kwitnie skromniej ale też ładnie :)



Bardzo stary nasz sukulent, echeveria, jest z nami już prawie trzydzieści lat!
I co jakiś czas ma humor na kwiatki. A kwiatki są ciekawe. Może nie  takie piękne, ale przecież nie brzydkie.


Ten okazały mniszek, rosnący razem z echeverią, to pokłosie tego naszego wiosenno-letniego werandowania roślin. Bardzo często wysiewają się w doniczkach różne chwaściory i zagnieżdżają na dobre. Czasem udaje nam się ich skutecznie pozbyć, ale często odrastają, tworząc wielce malownicze kompozycje :)
Przynajmniej ja tak się pocieszam ...

A tu sobie nieśmiało zaczyna kwitnąć sukulencik, którego nazwy nie pamiętam. Pewnie to jakaś crassula jest, ale głowy nie dam. Głowa już zresztą nie ta, kiedyś pamiętałam każdego kaktusa czy sukulenta z imienia i nazwiska. A  były to czasy gdy mieliśmy w domu (dwupokojowym mieszkaniu konkretnie) ponad dwieście gatunków. Ehhh, fajne to czasy były, co?



A skoro już o crassulach mowa, pokażę jak kilka lat temu kwitła nam crassula falcata, sukulent sam w sobie dość monotonny, bo rośnie tylko w górę i nie chce się rozgałęziać. Ale jak już postanowi zakwitnąć, to hoho ... 



Niepozorne i dość śmieszne kwiatki ma prześliczna roślinka zwana ceropegią. Sukulent zwisający, na cienkich niteczkach rosną sobie parami zielone serduszka. Jej kwiatki to te dwie ciemne latarenki z lewej strony.  A ta palemka obok, to kwiatek scylli. Fotka kiepska jakaś mi wyszła, bo poza kwiatkami nic nie widać :)


Kwitnie też nam prawie co roku stapelia. Kwiaty ma piękne, ale tak strasznie śmierdzące, że nie mam odwagi ich wąchać, poza tym jednym jedynym razem, kiedy chciałam sprawdzić czy rzeczywiście cuchną jak gnijące mięso. No i rzeczywiście tak cuchną :)

Na szczęście tylko z bardzo bliska, bo ta akurat doniczka spędza lato w naszej sypialni ... ;)))




Rok temu jej siostrzyczka kwitła obficiej.



 A to mój ukochany kaktus, wiecznie kwitnąca euphorbia milli. Parę lat temu dostałam kilka gałązek od koleżanki, wsadziłam do doniczki i... ona od tego czasu cały czas kwitnie jak szalona.
I jak tu takiej nie kochać?




A na koniec taki malutki dodatek do naszej hodowli kaktusów ...
Ot, tak się sam wyhodował, żal było nie pstryknąć mu fotki :)




czwartek, 23 maja 2013

O zagospodarowywaniu pewnego prezentu.

.                                              


                                                   Każdy lubi otrzymywać upominki.






                                                  Nie zawsze wiadomo jak się do nich dobrać.
 
 
 
 
 
 


                                    Ale trzeba próbować. Nawet można sobie pomagać językiem.;)

 
 
 
 
 
    
 
Należy jeszcze przećwiczyć inne pozycje. Może będzie wygodniej.
 
 
 
 
 
 
 
 
Tak na nosie to raczej nie jest fajnie.
 
 
 
 
 
 
 
 
Chyba jest już w miarę komfortowo. Może wreszcie uda się zdrzemnąć.
 
 
 
 
 
 
Ooo...teraz to jest to :). Po co było się tak kręcić skoro pierwsza pozycja była najlepsza?
 
 
 
Dziecięce nosidełko po małej przeróbce będzie kolejnym kocim domkiem. Uszyję do niego miękki wkład żeby biedny kotek nie musiał się tak męczyć ;)
 
 
 
Piękne są te Twoje cebulowe kwiaty. Może kiedyś pokażesz inne okazy. Zwłaszcza kaktusy i sukulenty z przyjemnością bym obejrzała.
 
 
 
 

piątek, 17 maja 2013

I znowu o kwiatach, tym razem z cebuli.


No masz, jak pięknie zakwitły Ci te rojniki :)  
Potrafisz pomagać naturze, oj potrafisz ...

A ja tymczasem doczekałam się na kuchennym oknie takich kwiatów z cebuli:


Bardzo lubię hippeastrum. Niezwykły to kwiat, z niewielkiej i niepięknej cebuli wyrasta coś tak niesamowitego.


Niestety, ta czerwień na zdjęciach to nie jest TA czerwień, choć się bardzo starałam... 


Ale widać, że kwiaty piękne, prawda?




Wielka szkoda że tak rzadko i tak krótko kwitną hippeastra. Raz w roku przez kilka dni są przecudne, a później to już znowu tylko hodowanie cebul :)

Ale na szczęście mam jeszcze inne cebule.

W styczniu jedna z nich zakwitła tak:






A jedna z moich cebul ostatnio zamieniła się w kilka małych cebulątek. Na razie wyglądają dość przedszkolnie, ale już teraz się cieszę na to co się będzie działo na moim kuchennym oknie kiedy dorosną...

czwartek, 9 maja 2013

O tym, jak pomagam naturze ;)


W dzieciństwie obie byłyśmy takie porządnickie.
A Ty jesteś nadal. Bardzo mi się podoba szafka katalogowa. Zawsze w bibliotekach (w dawnych czasach oczywiście) zerkałyśmy na nie pożądliwym wzrokiem.
Uwielbiam szufladki, pudełeczka, słoiczki, buteleczki i...a zresztą wiesz to wszystko :).
 
Gdzie kupiłaś te malutkie fioleczki z korkami? Są bardzo fajne. Wprawdzie nie wiem jeszcze co bym tam trzymała, ale z pewnością coś się znajdzie.
Te pudełka z koralikami wyglądają kusząco i apetycznie.
Chyba powinnam coś jednak zjeść, bo wszystko mi się spożywczo kojarzy ;).
 
A teraz wrócę do tematu, czyli do ogrodnictwa. Postanowiłam przewrócić ogródek do góry nogami i odgrodzić kawałek na zioła i inne jadalne rośliny.
Wiadomo, że przy psich domownikach nie da się wszystkiego mieć na baczność.  Mogą biegać wszędzie, ale ziół podlewanych przez nie nie chcę jeść.
Ponieważ postanowiłam zostać rolniczką, zaniedbałam ozdobne roślinki, nic nie dosadzałam. Okazało się że teraz, po przekwitnięciu fiołków, nie mam żadnych innych kwiatków rozwijających się o tej porze.
Postanowiłam więc jakoś temu zaradzić ;)
 
 
 
 



 

piątek, 3 maja 2013

O porządkach ciąg dalszy


Ja też mam poczucie, że wszystko powinno być posegregowane i poukładane. Z realizacją na co dzień może nie jest najlepiej, ale lubię mieć swoje skarby w jakim takim porządku.

Oczywiście przy ogromnych ilościach różnych "przydasiów", które każda z nas skrzętnie magazynuje od lat, potrzebny jest jakiś system, a przede wszystkim dużo różnych pojemników.

Najłatwiej było z drutami i szydełkami, mam ich chyba ze sto, więc i druty i szydełka mają swoje osobne stojące pudełka.



Już trudniej przechowywać włóczki.

Plastikowe torby,


Wiklinowe kosze i pudła z tektury,



- jak widać wszystkiego już próbowałam.

Moim marzeniem jest duży pokój - pracownia. Taki do pracy (to znaczy tak naprawdę do robótek czyli do zabawy) i do przechowywania tych wszystkich skarbów.

W necie można znaleźć dużo inspirujących zdjęć. Tylko popatrz tutaj. Od samego oglądania tych fotek można umrzeć z zazdrości ;)

Jest też wydawane bardzo fajne pisemko na ten temat.

Nawet sobie zakupiłam jeden numer, bo co na papierze, to na papierze ;)


W środku dużo pomysłów na przechowywanie craftowych "przydasiów", fotki najróżniejszych pracowni a w nich regały, półeczki, komódki i szufladki w dowolnych ilościach.

Ja już nawet mam jeden taki regał, ikea expedit bardzo się nadaje do takiego przechowalnictwa.



Tu zdjęcie pustego, ale on już dawno nie tak wygląda. Pokażę fotkę przy najbliższej okazji, choć jego zagospodarowaniu daleko jeszcze mu do ideału. Poza tym, szczerze mówiąc, jeden to dla mnie za mało... :)

W takich regałach dobrze przechowuje się włóczki, czesanki do filcowania i szmatki przeróżne. Ja swój zapełniłam pudełkami i koszykami pełnymi różnych innych skarbów. Takich regałów mogłabym zapełnić kilka spokojnie...

Od jakiegoś czasu mam też całkiem sporo koralików. Tak mnie jakoś wzięło...

Pierwsze próby uporządkowania tych zbiorów to były wędkarskie pudełka na haczyki




Te pudełeczka i torebki z kamykami znalazły swoje miejsce w przepastnych szufladach mojej ukochanej szafki katalogowej, którą również udało mi się z łatwością zapełnić, choć na początku wydawało się to prawie niemożliwe.

Jest tych szuflad dwadzieścia, a każda ma długosć 75cm!    :))))


Kolejne koraliki trzymam w małych buteleczkach, fajnie je widać i łatwiej sobie dobrać potrzebne kolorki. Ale czy można to nazwać porządkiem ?


No i tak, moje wysiłki uporządkowania świata wokół mnie wciąż trwają...
Czy się kiedyś zakończą sukcesem - nie wiem, ale przyjemności z tego mam sporo.  :)




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...