Znamy się od... lepiej nie mówić :)
Osiem lat spędziłyśmy w jednej ławce, gadając bez przerwy. Za to nas rozsadzano, a wtedy pisałyśmy do siebie listy, bo przecież musiałyśmy być ze sobą w kontakcie, to chyba zrozumiałe!
I tak jest do dzisiaj. Nie mieszkamy blisko siebie, ale kontakt musi być! Na szczęście ktoś wymyślił Internet...
Maile, gg, dużo zdjęć...
i tak powstał pomysł założenia tego bloga.


Drogi Gościu, miło że do nas zaglądasz. Ucieszymy się bardzo, jeśli zostawisz tu parę słów komentarza :)

sobota, 5 lipca 2014

to tylko we Lwowie ... :)


Z pewnością nie można mnie nazwać wytrawnym „zwiedzaczem”, bo sumie rzadko gdziekolwiek podróżuję. 

Ale kiedy już się gdzieś wybiorę, lubię zwiedzać najbardziej jak się da :)

Dlatego też nie wyobrażam sobie siebie na wycieczkach objazdowych: jedno miasto w jeden dzień, mija tydzień i „zwiedzony" cały kraj, najważniejsze zabytki po łebkach tu i tam, jedna noc w Rzymie a  druga w Wenecji. Takie zwiedzanie to nie dla mnie.

Lubię chodzić po ulicach miast i przyglądać się detalom budynków, przyjść w to samo miejsce na drugi dzień i odkryć coś nowego, na co poprzedniego dnia nie zwróciłam uwagi. Każde miasto ma swoją atmosferę, swoją duszę. Trochę czasu trzeba, żeby ją poczuć i próbować zrozumieć.

Po Lwowie tak właśnie chodziliśmy.

Przechodziliśmy wielokrotnie tymi samymi ulicami, przyglądaliśmy się w nieskończoność tym samym kamienicom, placom, kościołom.

Na ulicach zwracaliśmy uwagę na szyldy, napisy na murach, afisze. One przecież też stanowią o uroku miasta. 

We Lwowie naprawdę jest czym cieszyć oczy.

Trochę takich obrazków dla Was:




Szyldy galerii, sklepów, restauracji...




Rozszyfrowywanie napisów sprawiało nam zawsze wielką radość, bo niby cyrylicę człowiek zna, języki nasze podobne, ale jednak czasem coś zabrzmiało wyjątkowo zabawnie i niespodziewanie.
Powyżej "Miejska piekarnia serników i strudli" ... mmm, zajrzeliśmy ale nie spróbowaliśmy, a teraz żal...


Powyżej kawiarnia Medelin, a poniżej Rudy Kot i też kawiarnia...


A tu  niżej sklep ezoteryczny pod tajemniczą nazwą "Alchemik", a w środku niezwykła atmosfera, półmrok, zapach kadzideł, stosy książek, wiszące dzwonki wietrzne, amulety i łapacze snów.

Oboje czuliśmy, że gdybyśmy zajrzeli na zaplecze, sprzedawca zaproponowałby nam kupno Gizmo...

Nie zajrzeliśmy tam, na wszelki wypadek ;)


Napis "Perukarnia" prześladował mnie na każdej niemal ulicy, zastanawiać się już zaczęłam nawet czemu peruki są tu tak popularne ... 
A to zakład fryzjerski, oczywiście  :)

Czekoladki pewnie przedstawiać nie muszę, samo się czyta ...


BON TON - Art Salon ...


Księgarnia naukowa 


Lombardów we Lwowie widzieliśmy całkiem sporo ...


Napis vintage bardzo mi się spodobał  


i jeszcze jedna galeria ...


McDonald's po ukraińsku też trochę inaczej się prezentuje 


Ukraińsko pisane angielskie nazwy mają swój wielki urok, czyż nie? Fashion Cat to jedna z moich faworytek :)


No a ta "Kawiarnia na bambetli". Czy można przejść obok niej obojętnie ?

Taka kawiarnia to tylko we Lwowie...

Nie przeszliśmy obojętnie. Kawa była wspaniała. Mieliśmy jeszcze wrócić innego dnia, ale nie wystarczyło nam już czasu...


"Kawy na spacer" też nie zdążyłam spróbować 


Na "shoppingu" w centrum handlowym byliśmy raz jeden, z ciekawości. Przypominało ono nasze domy towarowe w pierwszych latach "wolnego" rynku. 


A ten napis też mnie prześladował, minęłam go kilka razy zanim odcyfrowałam nazwę pizzerii :)


No wiem, strasznie dużo tych zdjęć nawklejałam. Zapewniam Was jednak, że NIE wkleiłam bardzo, bardzo wielu... Naprawdę zrobiłam ostrą selekcję, a jak chcecie zobaczyć więcej to wybierzcie się tam koniecznie :)

No ale przecież nie byłoby prawdziwej opowieści o Lwowie, gdybym nie pokazała lwowskich lwów.

 A jest ich, jak na gród księcia Lwa (tak się założyciel miasta nazywał właśnie) przystało, 
całkiem sporo.


Te dwa srogie lwy strzegą Ratusza na rynku Starego Miasta.


A te wszystkie inne znaleźliśmy w różnych miejscach Lwowa:












A to nasz ulubiony lwowski lew, który wyleguje się nad oknem staromiejskiej kamienicy patrząc na ludzi z góry z tajemniczym, lub, jak twierdzą niektórzy, pełnym politowania uśmiechem...


A tego kota spotkaliśmy w pewnym lwowskim ogródku przy małym ślicznym kościele. Spał sobie i śnił, że pewnego dnia wyrośnie na prawdziwego lwa z miasta Lwowa...


No i to już koniec mojej Lwowskiej opowieści. Że się we Lwowie zakochałam, to chyba widać gołym okiem :) 

A kto tego jeszcze nie zobaczył, to niech sobie tu popatrzy:





 No i na koniec nie mogę się powstrzymać od wklejenia tej piosenki, no trudno, 
jedni postukają się w głowę, a drudzy może posłuchają z uśmiechem ...






12 komentarzy:

  1. O to to to - detale. Piekne, zabawne, wzruszające. No i byłą to slomka, która dopchnęła moje chęci poszukiwania przepisu na chleb kulikowski... Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile zauważyłam, to chęci Ci i przedtem nie brakowało :) Ale miło słomką pomóc :))))

      Usuń
  2. jakie piekne detale! i fajnie wychwycone. no, czuje sie juz troche usatysfakcjonowana kolekcami fotosow.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Rucianko!
    Lwów w Twoich oczach jest piękny. Nigdy tam nie byłam i żałuję. Ale wszystko przede mną. Chyba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że nas odwiedziłaś.
      Przyznaję bez bicia że to nie moje oczy tam były ;)
      Annavilma tak pięknie opisała i sfotografowała to klimatyczne miasto.

      Usuń
  4. Nigdy nie byłam we Lwowie. Dziękuję za tę wycieczkę:) McDonald's ma tam piękną tabliczkę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przyznaję że nie mogłam się powstrzymać przed wklejeniem tej mcdonaldsowej tabliczki :) Niby nic, a cieszy :) Miło że do nas zajrzałaś :)

      Usuń
  5. Wczoraj sobie pobuszowalam po Lwowie Twojego spojrzenia, i zmeczylam sie wiec nie pozostawilam komentarza...a jest co ogladac, ostatni post , taki nieformalny bardzo mi przypadl do gustu, nazwy angielskie zukrainszczone..swietne! Poza tym zajrzalam do twojej tworczosci..cuda!! szale ozdoba sa niezwykla...a i bransoletki tez sliczne. Annavilma, skad ta vilma? w Wenezueli jest to wzglednie czeste imie. Pozdraiwam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło że Ci się podoba :) Vilma owszem, ma rodowód latynoski, część mojej duszy jest latynoska, tak już mam :) Dziękujemy bardzo za wizytę i zapraszamy częściej :)

      Usuń
  6. Przepiękne te detale, masz oko! Te lwy różnorakie i ławeczki... Zachwyciła mnie "kawa na szpacer":)) No i ten McDonald's:)) !
    Vilma piękne imię:)) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę taka i przyznam się, że część fotek jest autorstwa mojego Męża :) Oboje cieszyliśmy oczy tymi lwowskimi pięknymi detalami. Razem tych fotek zrobiliśmy ponad 1000, na dwa aparaty rzecz jasna...
      :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...