Staram się unikać lekarzy. Im jestem starsza, tym bardziej.
Oby udawało mi się to jak najdłużej.
Sprawy zdrowotne zaczynam więc brać sama w swoje ręce.
I stąd właśnie bierze się moje zainteresowanie fitoterapią, czyli leczeniem ziołami.
Chociaż zioła były w moim domu zawsze, to dawniej znałam tylko te najbardziej popularne: miętę, rumianek, lipę, szałwię czy świetlika. Przydawały się w czasie przeziębienia, czy przy niestrawnościach, a świetlik nieraz bardzo pomógł mi przy zapaleniu spojówek.
Wiele lat temu, kiedy mój synek był przedszkolakiem, pewna znajoma, słysząc jego paskudny kaszel, na który nie pomagały żadne apteczne syropki, podała mi skład specjalnej ziołowej mieszanki na kaszel. Zioła kupiłam, wymieszałam, zaparzyłam i podałam dziecku, a kaszel ustąpił niemal z dnia na dzień. Byłam w szoku!
Karteczkę ze składem tej pierwszej mojej mieszanki ziołowej nosiłam przez całe lata w portfelu i mam ją do dziś, ale tak naprawdę nie jest mi już potrzebna, bo tyle razy przekazwyałam tę listę innym, że utrwaliła się w mojej głowie na zawsze. Utrwaliła się też moja wiara w ogromną, niedocenianą w dzisiejszych czasach moc ziół.
Nie było wtedy jeszcze Internetu, więc trudniej było z dostępem do zielarskiej wiedzy. Nie miałam też specjalnie na to czasu, pochłonięta gonitwą między pracą, a dziećmi i domem.
Dopiero kilka lat temu ponownie zaczęłam interesować się ziołami i ich działaniem. Pewnego dnia, szukając informacji o balsamie Szostakowskiego, który mi poleciłaś na paprzącą sie ranę u mojego piesa, trafiłam na prawdziwie niewyczerpywalne źródło fitoterapeutycznej wiedzy, jakim jest internetowa strona dra Henryka Różańskiego. Przez te ładnych parę lat czytam artykuły na tej stronie i bardzo daleko mi jeszcze od poznania wszystkich tematów. Niesamowite w dzisiejszych czasach, że człowiek o tak rozległej wiedzy, chce się nią dzielic z nami, publikując wyniki swych badań na internetowych stronach i nie żądając za to żadnej zapłaty.
Na stronce tej działa też forum zielarskie, gdzie spore grono znawców tematu dyskutuje na temat fitoterapii, dzieli się swym doświadczeniem i doradza innym ludziom, potrzebującym pomocy, bądź złaknionym wiedzy, jak ja.
Wciągnęły mnie te zioła na tyle, że od paru lat ciągle coś mieszam, moczę, suszę i kręcę.
Z gotowych, kupionych w aptece ziół mam w domu przygotowane mieszanki na przeziębienie, kaszel, bóle kości, biegunkę, krążenie, cukrzycę i jeszcze parę innych, w zależności od potrzeby jaka się pojawia.
Oby udawało mi się to jak najdłużej.
Sprawy zdrowotne zaczynam więc brać sama w swoje ręce.
I stąd właśnie bierze się moje zainteresowanie fitoterapią, czyli leczeniem ziołami.
Chociaż zioła były w moim domu zawsze, to dawniej znałam tylko te najbardziej popularne: miętę, rumianek, lipę, szałwię czy świetlika. Przydawały się w czasie przeziębienia, czy przy niestrawnościach, a świetlik nieraz bardzo pomógł mi przy zapaleniu spojówek.
Wiele lat temu, kiedy mój synek był przedszkolakiem, pewna znajoma, słysząc jego paskudny kaszel, na który nie pomagały żadne apteczne syropki, podała mi skład specjalnej ziołowej mieszanki na kaszel. Zioła kupiłam, wymieszałam, zaparzyłam i podałam dziecku, a kaszel ustąpił niemal z dnia na dzień. Byłam w szoku!
Karteczkę ze składem tej pierwszej mojej mieszanki ziołowej nosiłam przez całe lata w portfelu i mam ją do dziś, ale tak naprawdę nie jest mi już potrzebna, bo tyle razy przekazwyałam tę listę innym, że utrwaliła się w mojej głowie na zawsze. Utrwaliła się też moja wiara w ogromną, niedocenianą w dzisiejszych czasach moc ziół.
Nie było wtedy jeszcze Internetu, więc trudniej było z dostępem do zielarskiej wiedzy. Nie miałam też specjalnie na to czasu, pochłonięta gonitwą między pracą, a dziećmi i domem.
Dopiero kilka lat temu ponownie zaczęłam interesować się ziołami i ich działaniem. Pewnego dnia, szukając informacji o balsamie Szostakowskiego, który mi poleciłaś na paprzącą sie ranę u mojego piesa, trafiłam na prawdziwie niewyczerpywalne źródło fitoterapeutycznej wiedzy, jakim jest internetowa strona dra Henryka Różańskiego. Przez te ładnych parę lat czytam artykuły na tej stronie i bardzo daleko mi jeszcze od poznania wszystkich tematów. Niesamowite w dzisiejszych czasach, że człowiek o tak rozległej wiedzy, chce się nią dzielic z nami, publikując wyniki swych badań na internetowych stronach i nie żądając za to żadnej zapłaty.
Na stronce tej działa też forum zielarskie, gdzie spore grono znawców tematu dyskutuje na temat fitoterapii, dzieli się swym doświadczeniem i doradza innym ludziom, potrzebującym pomocy, bądź złaknionym wiedzy, jak ja.
Wciągnęły mnie te zioła na tyle, że od paru lat ciągle coś mieszam, moczę, suszę i kręcę.
Z gotowych, kupionych w aptece ziół mam w domu przygotowane mieszanki na przeziębienie, kaszel, bóle kości, biegunkę, krążenie, cukrzycę i jeszcze parę innych, w zależności od potrzeby jaka się pojawia.
Próbuję też robić czasem jakieś maści, najczęściej na stawy i bóle kości, bo ostatnio miewam takie właśnie bóle. Odpukać ostatnio jakby rzadziej, może to właśnie dzięki nim ?
Tu widać jak ukręcałam w moździerzu pączki topoli

żeby później namoczyć je w alkoholu i po kilku tygodniach użyć do zrobienia przeciwbólowego mazidła. Mało kto wie, że pączki topoli to wspaniałe źródło salicylanów, a więc surowiec do przeciwbólowych i przeciwgorączkowych środków leczniczych, czy to w formie wywaru, czy maści. Jeśli kto ciekaw, podrzucam link do artykułu dra Różańskiego na ten temat. Fascynująca wiedza.
Mój krem magnezowy już znasz. Nie jest to co prawda specyfik ziołowy. Robię go z chlorku magnezu, dostępnego w sklepach intenetowych. Jest to bardzo dobrze przyswajalne źródło magnezu. Magnezu potrzebujemy wszyscy. Potrzebują go nasze mięśnie i układ nerwowy. Okazuje się, że przez skórę wchłania się on wiele lepiej niż z kolorowych tableteczek wciskanych nam przez panie farmaceutki! Przy okazji świetnie działa na zmarznięte kończyny, rozgrzewając je delikatnie, niesamowite też jest jego działanie przy zmęczonych, obolałych, lub kontuzjowanych mięśniach. Po całym dniu łażenia po górach wieczorem ledwie się ruszałam. Nasmarowałam łydki i uda tym kremem i następnego dnia - NIC! Zero zakwasów i zero bólu.
Robiłam już go kilkakrotnie, na życzenie rodziny i znajomych. Sama bardzo go lubię. Moja córka woli stosować oliwę magnezową, a to po prostu ten sam chlorek magnezu rozpuszczony w wodzie. W roztworze chlorku magnezu można się też po prostu kąpać. Można też taki roztwór (w odpowiednim do tego stężęniu) przyjmować doustnie.
Na temat magnezu i chlorku magnezu jest w Internecie sporo informacji, warto poczytać, bo to dla nas ważny suplement.
Mam jeszcze na zdjęciach proszek z wytłoczyn z winogron, takich zwykłych, z mojego własnego ogródka.
Winko nastawione dojrzewa, a wytłoczyny wysuszyłam w piekarniku
i zmieliłam na proszek. Będę z nich robiła ekstrakt, który ma ponoć zbawienne działanie na wzrok. A wzrok ostatnio mi nieco siada, niestety...
Mam w domu taką szafeczkę przeszkloną, a w niej pełno buteleczek i słoiczków. Tu wystawiłam tylko kilka z nich...
Coraz ich więcej, bo co i rusz doczytam, że coś ciekawego można zrobić z jakiejś dostepnej mi rośliny. I nastawiam słoik za słoikiem, ekstrakt za ekstraktem. Bo nigdy nie wiadomo co się może przydać. I tak na przykład nastawiłam kiedyś, sama nie wiem po co, wyciąg z glistnika, który w moim ogródku jest najbardziej popularnych chwastem. Okazało się, że bardzo się przydał do kropelek dla potrzebującej koleżanki... Sama zresztą też z nich korzystałam.
Tak naprawdę powinno się zbierać co tylko w ręce wpadnie. No, w mieście się nie da, ale jak już będę mieszkać na wsi, będę zbierać po prostu w s z y s t k o. Bo prawie wszystkie rośliny mają jakąś moc! A łąka to najprawdziwsza apteka.
A tu jedna z moich najlepszych i najkochańszych mikstur, której pomysł znalazłam właśnie na zielarskim forum u dra Różańskiego, czyli eliksir z rokitnika. Mam w ogródku tego jegomościa i znając niesamowite właściwości jego owoców, nie miałam pomysłu na ich przerobienie. Aż natrafiłam na pomysł na te krople. To był strzał w dziesiątkę.
Ja swoje krople nazwałam "Eliksirem życia", bo są naprawdę niezwykłe. Dzięki tym kropelkom udaje mi się już drugi rok przetrwać bez deprechy, która rok w rok ogarniała mnie jesienią i zimą. Nic mi się nie chciało robić, wracałam do domu z pracy, obrabiałam tylko to co naprawdę musiałam i szłam spać, albo godzinami tkwiłam bez sensu przed komputerem. A już ma twórcza wena, czy jakkolwiek by nazwać moją chęć do działań wszelakich, szła się bujać i nie wracała do mnie aż do wiosny.
A teraz, proszę bardzo! Działam, dłubię, drutuję, koralikuję! Bloga piszę, jednego i drugiego, a nawet trzeciego będę! Mam chęć do życia! Cud jakowyś? Nie, to eliksir!
Składniki eliksiru widać na tej fotce, a receptura ta opiera się na składzie słynnych kropli Toda. Oczywiście tajemnicą producenta są proporcje i sposób przyrządzenia, ale już samo zestawienie działania tych składników powoduje, że to naprawdę jest eliksir życia!
A poniżej sam eliksir w twarzowym kieliszeczku. Kolor ma obłędny, zapach niezwykły, a smak dość piorunujący, jak można się domyślić na podstawie składu. Ale na szczęście nie pije się go kieliszkami, a tylko pół łyżeczki na raz. I w zupełności wystarczy!
Co by tu jeszcze o mojej działalności samoleczniczej. Ano pamiętasz maść z kasztanowca, byłam bardzo szczęśliwa, że pomogła Twojej Mamie. Oczywiście sama receptur nie wymyślam, naprawdę jest z czego czerpać wiedzę. Mądrzy ludzie przed wielu laty wymyślili już te receptury. Trzeba je tylko umieć znaleźć i wykorzystać.
No i ta witamina C. Och, jak się niektórzy natrząsają i wydziwiają, że głupia moda, że populistyczne gadanie, że naiwni ludzie w to wierzą...
To Ty namówiłaś mnie do soku z dzikiej róży. Sprawdziłam jego działanie na sobie i na rodzinie, działa niezawodnie. Ale sok nie zawsze mam w domu i jest w sumie dość drogi. Więc poczytałam sobie o witaminie C i, żeby móc przyjmować naprawdę spore dawki, kupiłam taką w proszku. Czysty kwas L-askorbinowy. Nie w żadnych drażetkach powlekanych, bo to i za mała dawka i mnóstwo niepotrzebnych dodatkowych substancji, nie musująca, bo też nafaszerowana cukrem i innymi dodatkami. Po prostu czysty proszek. Do kupienia w internecie, warto spojrzeć na kraj pochodzenia, ja jestem bardzo patriotyczna i kupuję tylko polski.
Przy pierwszych objawach przeziębienia, a zdarza się nam to przecież kilka razy w sezonie zimowym, natychmiast porządna dawka witaminy C. Ja wypraktykowałam pół herbacianej łyżeczki, czyli 3-5 gramów, rozpuszczone w letniej wodzie - tak minimum trzy razy dziennie.
Nie chcę zapeszyć, ale zadziałało u mnie za każdym razem. A delikatna się na starość zrobiłam i co chwila a to mnie przewieje, a to gardło zaczyna boleć, a to zacznę kichać. I zaraz biegnę po witaminę i na drugi dzień nie ma śladu po chorobie. Rodzinę też przyuczyłam i nawet Szanowny Małżonek grzecznie łyka i sobie chwali!
Więc w nosie mam opinie medialne, że to tylko głupia moda i owczy pęd. Być może to farmaceuci próbują odzyskać utraconych klientów. A niech sobie próbują. Rzeczywiście ta rzekoma lewoskrętność jest zdaje się nadmuchanym sloganem marketingowym, jak się pogrzebie w mądrych artykułach w necie to można doczytać, że nie ma czegoś takiego jak lewoskrętna witamina C. Po prostu jest kwas L-askorbinowy czyli witamina C. I to właśnie jej nam potrzeba, w organiźmie, kiedy podupadamy na zdrowiu.
No dobra, koniec tego gadania, kto doczytał ten dzielny.
Ale o naturalnym leczeniu i podobnych inszościach na pewno będę jeszcze tu pisać, nie ma obawy :)
No ja to wiem, jakie z Ciebie ziółko.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię maści i eliksiry od Ciebie. W moc ziół wierzę od czasu, kiedy dr. Fijałkowski uratował moją Mamę. Miałam wtedy 9 lat. Lekarze nie dali rady, on tak. Od tamtej pory zioła były stale obecne w naszym domu. Wcześniej Babcia używała tych popularnych. Piołun był zmorą mojego dzieciństwa.
No mam nadzieję, że moje dzieci nie będą wspominać żadny zmor z dzieciństwa ... Ale piołunu nie stosowałam!
UsuńAnno, mam zawrót głowy od tych wszystkich mikstur :) Też bym chciała tak umieć buuu
OdpowiedzUsuńAle mnie włąśnie chyba ta deprecha męczy i siły i ochoty brak. Poza tym, gdzie teraz rokitnik?? Czy on jeszcze moze być na krzakach? Albo z suszonego z apteki ?
Ja ostatnio leczę dzieci rozgniecionym czosnkiem, który musi polezeć na powietrzu 12 minut, by wytworzył się antybiotyk i działa! Ponoć jest 20 x silniejszy od antybiotyków syntetycznych.
To nic umieć nie trzeba, tylko chcieć. Zaczynasz czytać o ziołach i czujesz jak Cię wciąga, wciąga, wciąga... i juz. Rokitnik jeszcze można zbierać, jak najbardziej, bo owocki nie spadają z gałązek, aż je ptaki na koniec zimy nie zjedzą. Ale wiesz co, podeślij mi swój adres, podrzucę Ci małą buteleczkę dla zachęty i dla zebrania sił. Mam jeszcze zapasik.
UsuńAAnai - wlasnie to jest niebezpieczne!! delikatnie, najczesciej na stojaco albo krzywo siedzaco guglniesz COS. tylko na sekundke, tylko tak wstepnie. Po 4 godzinasz nie mozesz ruszyc reka nia noga, zmarzly Ci plecy, jestes glodna i wysuszona, bo herbate pilas kiedys tam. i amsz w glowie metlik i pierdylion okien otwartych w kompie. I niczego juz nie pamietasz, bo wszystko sie wymienszalo.... ja tak mam z ceramika, drutami i szyciem. a juz ten, tfu, najgorszy zlodziej czasu, Pinterest to jest najgorszy!!!!!
Usuńja tam bede pasozytowac na Twojej - i widze, ze i Elki - wiedzy....
I o to chodzi właśnie! A nic się wcale nie miesza, jak się pięknie notuje w kajeciku, prawda ? :P
Usuńw ktorym kajeciuku? wszystkie za ladne, zeby w nich bazgrac ;)
UsuńOczom nie wierzę! :)
UsuńWeź coś na oczy hrehrehre, ciekawi mnie ten eliksir z czarną jagodą. Z oczami u mnie w miarę ok, ale chętnie zapobiegawczo golnęłabym, bo mnie też czarne dziury wciągają.
UsuńMam ogromną ochotę zasadzić rokitniki i jarzębinę.
Jak namoczę to się chętnie podzielę. A rokitnik zasadź koniecznie. Nie dość że cenny to jeszcze jest piękny!
UsuńPrzed laty urzekły mnie te pomarańczowe koraliki zebrane w kolby, cudo. Tylko, że trzeba żonę i męża posadzić.
UsuńNie mam co prawda tak rozleglej wiedzy zielarskiej, ale tez staram sie uzywac srodkow domowych, a pigulek unikam jak ognia. Przy pierwszych symptomach przeziebienia, kiedy mnie dopiero cos "bierze", a jeszcze nie kicham, pije miod z cytryna. Dobre to w smaku i skuteczne, chorobsko rzadko sie rozwija. Czosnku nie znosze, nie jadam, nie uzywam i unikam ludzi, bo nie toleruje tego zapachu, chocby nie wiem, jak skuteczny bylby sam czosnek. Nie i juz!
OdpowiedzUsuńEh, wiedzy to ja jeszcze nie mam, na razie tylko ją nabywam powolutku... Czosnek rzeczywiście nie każdy lubi, ale ten z mojej miksturki czuć tylko przez pierwsze chwile, a potem ten smak znika i z buzi nikomu nie zieje. Pewnie to dzięki pieprzowi cayenne, który wymiata wszystko :)
Usuńno nie wiem z tym czosnkiem, ja tam czuje...moze dodaj cos aromatycznego, co zabije aromacik smakowity :)
UsuńTaaa, najlepiej lawendę ... :P
Usuńcynamon!!!!
UsuńNiezły mariaż smaków, hehehehe, to wiesz co, najlepiej dosyp sobie do swojej buteleczki :D
UsuńJa w zasadzie nie lubie smaku naparow ziolowych. zupelnie. odrzuca mnie. no ale ziola ziolami, albo raczej ziolka ziolkami, a Twoj eliksir zycia JEST cudem nad cudami. Oczywiscie w zawirowaniu zapomnialam ze soba teraz przywiezc i efekty nastapily :/. Normalnie z nim podrozuje i uzywam oszczednie. Piorunujacy jest i pierwszy smaczek i ten aromat czosnkowy, hrehreher.
OdpowiedzUsuńJa tam podejrzewam, ze Ty cichcem masz zadolowana wanne czasu, bo czas z gumy nie jest, a Ty masz czas na te WSZYSTKIE rzeczy...moze jestes , ahem, lepiej zorganizowana ode mnie, bo tu to nawet eliksir nie pomoze!
No właśnie, gdybym miała tę wannę, ehh, ale bym sobie poszalała!
UsuńEliksirkiem służę, trzeba bylo się upomnieć, jeszcze mam mały zapasik, mogę poratować :) Zawsze się cieszę jak komuś moje wytfory służą!
przeczytałam, ale aż się boję wejść w linka którego podałaś bo kurna no nie mam kiedy a jak wciagnie to przepadło ;) maść magnezowa mnie zaintrygowała poczytam wiecej, no i moze coś ten teges żeby wysuszona skóra głowy zaczeła normalnie funkcjonowac? :)
OdpowiedzUsuńKozieradka! Zajrzyj tutaj: http://gramzdrowia.pl/dr-henryk-rozanski/fitoterapia-ziololecznictwo-ziola-drzewa-krzewy/kozieradka-trigonella-papilionaceae.html
UsuńTylko uwaga na zapach! Najlepiej okłady robic sobie PRZED weekendem, bo zdecydowanie jedzie rosołem ...
dziekuję :) dzisiaj skocze do apteki po to ziółko :)
UsuńNapisz nam, czy się udało.
UsuńWitaj Aniu i witajcie obie Anie. :)
OdpowiedzUsuńHerbatka rokitnikowa dostępna w sklepach ziołowych, cena nawet możliwa. Takową sprzedawałam w moim sklepiku. Piołun, zrobiłam nalewkę ze swojego ogródkowego, dodałam inne zioła ale nie pamiętam jakie, mam zapisane na butelce bo nalewka już dojrzewa w ciemnym miejscu. Piołun na wszystkie kłopoty trawienne, doskonały przy zatruciach, silną biegunkę wyleczy piołunem czyli piorunem. :) Córka z byłym mężem pojechali do Egiptu w podróż poślubną, dałam im buteleczkę pioruna, chociaż uczestniczy wycieczki zatrucie złapali, to moi nie, ale zażywali. Dobrze mieć suszony piorun w domu, herbatka naprawdę ratuje. Dużo ludziom moja wiedza ziołowa gdy prowadziłam sklep złożony z dwóch połówek, po prawej zioła i suplementy ziołowe kasze i inne takie ryże po lewej kwiaty :) pomogła. Ale też słyszałam "mnie pan doktor zabronił pić zioła". Bylica Boże drzewko na kobiece choroby, pięknie pachnie, już urosła w miarę spora na działce to pewnie będę ją mogła zasuszyć. uprosić należy o sadzonkę gorzką Jagodę tam ta konkretna bylica dziko rośnie. Dziś skorzystałam z tymianku i oregano, co wiszą suszone w kuchni, dodaję do potraw. Polecam usilnie gorąco i mocno bardzo Wrotycz. Gdy robię herbatkę wrzucam koszyczek poprawia według mnie smak, chociaż sam Wrotycz w niczym nie ustępuje smakiem piorunowemu :) to w herbatce daje taki lekko gorzki posmak, mnie bardzo pasuje. Co jakiś czas robię poranne picie wrotyczu i mąż musi, chce czy nie chce, wypić szklanicę tego dobrego. :) Wrotycz zabija pasożyty, wybija ostro i bez pardonu. Na moim blogu pisałam o Wrotyczu, bardzo mnie ucieszył komentarz pewnego rolnika, opisał on jak dzięki temu zielsku był w stanie zrezygnować z garści kolorowych pigułek. Też chcę takie buteleczki jak Ty masz. :) Na razie mam ziołowe nalewki a rokitnik zerwałam i ususzyłam, owoce zeżarłam już dawno, teraz korzystam z listeczków. Zawsze z radością czytam o ludziach dla których zdrowie jest tak ważne, że korzystają z darów natury w postaci ziół. Doktora znam, ogromnie cienię. Pozdrawiam ciepło Was obie cudne dziewczyny.
Ale z Ciebie skarbnica wiedzy prawdziwa :) Aż miło poczytać współpasjonatkę! Większość lekarzy na pytanie o zioła reaguje wzruszeniem ramion, a niektórzy nawet przestrzegają przed ich stosowaniem. Lepiej przepisywać antybiotyki, prawda? Takich to czasów dożyliśmy. Na szczęście nie są zioła (jeszcze?) zakazane, więc trzeba wiedzę naszych prababek przywracać do życia i propagować!
UsuńElko, zaglądaj do nas i dziel się z nami wiedzą.
UsuńTen wrotycz mnie zaciekawił, bo przy tylu zwierzakach trzeba zadbać o odrobaczenie. Jest trochę gotowych kropli ziołowych, właśnie zastanawiałam się które wybrać. Przy odrobaczaniu zwierząt warto pomyśleć także o sobie, bo inaczej zarazimy zwierzaki i tak w kółko.
O i jeszcze tatarak się mnie przypomniał :) ten to oczyszcza wodę smaczny nie gorzki jak diabli ale warto w niego zainwestować też na kaszel i na ... raka jak i piołun właśnie, tym ostatnim Egipcjanie raka leczyli. Dobra idę sobie bo na konika wsiadłam już i galopuję. :)
OdpowiedzUsuńNiech żyją koniki, dzięki nim świat jest taki fajny !
UsuńKoniki są super, nadają sens życiu.
UsuńBabcia używała tataraku do mycia moich długich włosów, jak byłam mała. Sama zrywała zioła i na co dzień używała sody i siemienia.
W czasie okupacji ze smakiem chrupała kaszę jaglaną, tak jak kiedyś dzieci jadły oranżadę w proszku.
No i masz nie odczepię siem chyba :) Na oczy czarna jagoda, mam zamrożoną w lodówce i zrobiłam dżem, jagoda zawiera luteinę właśnie na oczy. Głóg, owoce głogu herbatka do kupienia w aptekach i zielarskich, na serce, przy arytmii serca sprawdzone na osobistym chłopie, pić przed snem, pił arytmia jak raz się raz dwa skończyła, siostra moja też z arytmią i też się jej skończyła :). :)O czarnej jagodzie czytałam u szamana.
OdpowiedzUsuńJagody zawierają aż 14 rodzajów antocyjanów – związków zwiększających elastyczność naczyń włosowatych i uszczelniających nabłonek. Antocyjany regenerują także enzymy oka, które mogą być uszkadzane przez wolne rodniki.
Luteinę zaleca się również, gdy masz słaby wzrok, dużo czytasz, pracujesz przy komputerze. Organizm człowieka nie wytwarza luteiny, dlatego trzeba ją dostarczać z jedzeniem lub w postaci preparatu z wyciągiem z owoców i liści jagód. Luteina bardzo dobrze rozpuszcza się w tłuszczach – ze względu na te właściwości korzystne jest spożywanie produktów będących źródłem luteiny (np. suplementów) z posiłkami zawierającymi tłuszcze, gdyż zwiększa się wtedy jej przyswajalność.
Lubię czarną jagodę jeść i pić, wzrok mam bardzo dobry ale okulary używam tylko że słabe i od lat nie są mi potrzebne silniejsze. :) Wygnasz mnie wreszcie od siebie?
Mow do mnie jeszcze!!!!!!!!!!
UsuńNo fakt, jagoda jest niezła. Mam ją w eliksirze, ale pora chyba nastawić coś osobnego, może połączę ją z tym suszem winogronowymi będzie lek jak ta lala. Oczka mi niestety poleciały, komputery i koraliki robią swoje. No i latka, nie da się ukryć. Muszę sobie zrobić ten "naoczny specyfik". Ot i w kolejnym słoiczku będzie się moczyło.
UsuńNie, nie mamy zamiaru Cię wyganiać, a nawet prosimy bardzo, żebyś się tu wygodnie rozgościła :)
Jestem pod wrazeniem! Niezla z ciebie wiedzminka, i fajnie, ze dzielisz sie z nami swoja wiedza.
OdpowiedzUsuńWydaje mi sie, ze najwazniejsze to, to, jakie ziola ze soba polaczyc. Ostatnio jakos zobojetnialam na przyswajanie wiedzy, ale chyba czas sie przebudzic.
Aniu, bardzo cenne informacje, wielkie dzieki.
Zaintrygowal mnie eliksir zycia, zdradzisz proporcje, czy mam szukac szczegolowych informacji w internecie.
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, pozdrawiam:)
Wzajemnie :) Poczytaj sobie na początek wątek z forum zielarskiego, który i mnie zachęcił: http://rozanski.ch/forum/index.php?topic=170.msg978#msg978 Od tego się zaczęło.
UsuńDziekuje:)
Usuńczytam i czytam i jestem pełna podziwu dla Was, Dziewczynki :)
OdpowiedzUsuńWciągnij się z nami :)
Usuńtaki mam zamiar! :)
UsuńTrzymamy za słowo.
UsuńTo mnie zaskoczyłaś. Zajrzę jutro, bo dzisiaj już padam. Ja trawę jem na co dzień. Korzystam też z mieszanek Bonifratrów. Jak się ogarnę to dokładnie poczytam, bo stawy to ja mam w rozsypce, a deprecha na brak światła dopada mnie w moim wypadku fizycznie do roku gdy zmieniają czas.
OdpowiedzUsuńDzięki za życzenia. Tobie też życzę zdrowego i szczęśliwego Nowego Roku.
Warto tam zajrzeć. To kopalnia wiedzy, bez dna. Pozdrawiam
Usuńja to sie bronie rekami i nogami przed wchodzeniem gdziekolwiek, rhehrheher. niby jestem w miejscu, gdzie mam wiecej czasu dla siebie, ale.... no, cholera, no!
UsuńNo dobra, dobra, wszystko pięknie - dawaj tę zawartość portfela na kaszel, bo narobiłaś ochoty! :)
OdpowiedzUsuńStronę Różańskiego znam, ale rzadko wchodzę - to jak czarna dziura- wciąga z kretesem i wyjść się nie da, ale w sieci nie ma nic bardziej rzetelnego (poza siecią też raczej nie).
no wlasnie...ta czarna dziura. ja jestem osaczona roznymi czarnymi dziurami....a snieg pada coraz gesciej. to apropo niczego.
UsuńPiesu, proszszsz uprzejmie:
Usuńkwiat podbiału
koszyczek rumianku
korzeń prawoślazu
liść babki lancetowatej
siemię lniane
2 łyżki mieszanki zalać 1,5 szklanki wody, zagotować, pogotować 2-3 minuty. I niech jeszcze chwilę postoi. Przecedzić i popijać małymi porcjami. Ja wlewałam do termosu i wydzielałam po parę łyczków przez cały dzień.
Opakowano, u mnie też biało. To a propo tej czarnej dziury oczywiscie :)
UsuńDzięki!
UsuńU mnie deszczowo i wietrznie.
Ale jestem pod wrażeniem! Mam ochotę to wszystko zobaczyć, powąchać i małpować, niestety, latem czas u mnie jest na wagę złota i niewiele z tych cudowności daje się zrobić. Można Cię porwać, uwięzić na parę tygodni i wysyłać w nasze (jeszcze) czyste łąki i lasy, a potem robić te cudeńka? Kryminalne instynkty we mnie się odzywają!
OdpowiedzUsuńOjej, zajrzałam do Ciebie... Porwij mnie natentychmiast!!! Może być na dłużej!!! :)
UsuńChcesz - masz! Jak się tylko zazieleni zjawię się z nożem w zębach swoją zieloną pyrkawką i porwę Cię na dobre!
UsuńCzy bierzesz zapisy na porwania?
UsuńUważaj Gorzka Jagodo, żeby się cały Kurnik do Ciebie nie przesiedlił.
UsuńAle będzie wesolo ... :)
UsuńChyba nie miała bym nic przeciwko...
UsuńJa chyba powinnam na kolanach pisać komentarz. Tyyle dobrego od Ani dostalam i spożytkowałam i chwale pod niebiosy! I eliksir życia ( stoi bezczelnie kolo komputera, a ja go po łyczku, po łyczku :) Zestaw kaszlowy mam w torebkach, we wrześniu parzyłam litrami dla domownikow ( na Od 10 dni codziennie nacieram bolące ścięgno Achillesa J tynkturą z bukszpanu, tui, sabelnika też made by Ania i jest zdecydowana poprawa.
OdpowiedzUsuńAniu szukaj mieszaj i opowiadaj nam o tym! Jeszcze wiele wiele lat :)
Boszszsz... teraz to dopiero połechtałaś moje ego ... :) Nawet nie wiesz jak mi bardzo miło. No i przede wszystkim jak bardzo się cieszę, że skuteczne te moje wytwory są!
UsuńPewnie, że skuteczne. Przecież mądra i zdolna Dziewczynka z Ciebie.
UsuńA eliksir pijesz? ;P
UsuńPiję i smaruję się kremem magnezowym.
UsuńIdę robić pierogi ruskie, może coś do nich fajnego dosypię, bo uwielbiam przyprawy i mam milion słoiczków z nimi.
UsuńTylko nie przesadź :)
UsuńTo na deprechę to dla mnie:)) Mój rokitnik już 6 rok rośnie, a nadal do kolan.Chyba nie lubi kwasniej ziemi.
OdpowiedzUsuńChyba rzeczywiście woli wapienną. Ale nasze rokitniki na początku też nie rosły zbyt szybko. Może się ten Twój jakoś zaadaptuje.
OdpowiedzUsuńPięknie wygląda krem magnezowy i eliksir życia, i buteleczki.
OdpowiedzUsuńWiedźmą jesteś (taką dobrą:)), a ja zazdroszczę Ci wiedzy tajemnej:)
Wiedzę to ja dopiero zgłębiam, ho ho ho, jak daleko mi do jej posiadania! Ale ona jest na wyciągnięcie ręki dlakażdego zainteresowanego, więc nie trzeba zazdrościć nic a nic! :)
UsuńO, co, to nie. Już od samej woni ziół mam odruch wymiotny. Próby wypicia czegokolwiek kończą się torsjami.
OdpowiedzUsuńNa wymioty też się znajdzie jakieś ziółko ;) A tak poważnie, to ciekawam, czy mięty też nie dasz rady wypić. Ja zaczynałam od mięty, a potem dodawałam ją do każdej mieszanki dla złagodzenia smaku. A teraz już nie muszę. Ale na szczęście nie wszystkie zioła trzeba pić, niektórymi wystarczy się smarować :)
UsuńMięty też. Nie ma wyjątków. Moja córka lubi herbatkę miętową, a ja ledwo w mieszkaniu mogę wytrzymać.
UsuńNo mnie tu jeszcze nie było!? Niedopatrzenie wielkie! Bardzo interesujący wpis.Jutro na spokojnie się wczytam,zaznajomię i przyswoję.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszymy i zapraszamy częściej :)
Usuń